Lata dziewięćdziesiate
Wywiad z dyrektorem Liceum w latach 1991-2008 Bożeną Ciuraszkiewicz
Objęła Pani funkcję dyrektora liceum w 1991 roku. Jak wspomina pani pierwsze dni swego dyrektorowania?
– Były to bardzo nerwowe dni sierpnia 1991 r. Ukazało się zarządzenie o oszczędnościach w oświacie. Zmieniono siatkę godzin, znacznie ograniczono zajęcia pozalekcyjne. Dyrektorzy musieli obniżyć liczbę zajęć dla uczniów, jednocześnie malała liczba godzin pracy dla nauczycieli i to tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego! Na szczęście nikt z nauczycieli nie stracił pracy. Jakoś się wszystko uładziło i rozpoczęliśmy rok szkolny 1991/92.
Jak na sytuację liceum wpłynęły zmiany lat dziewięćdziesiątych?
– Ze zmianami w kraju zmieniało się prawo. Weszła w życie Ustawa o Systemie Oświaty i przepisy wykonawcze do niej. Zmieniły się programy, zasady zarządzania, do szkoły wchodziła demokracja. To odczuli w pierwszym rzędzie nauczyciele, dyrektorzy i rodzice. Wiele wspólnego trudu wymagało wprowadzanie zmian tak, by łagodnie przenieść je na młodzież.
Powstały we wspólnym uczniów, rodziców i nauczycieli działaniu ważne wewnętrzne dokumenty: Statut Szkoły, Kodeks Ucznia VI LO. Powstała Rada Rodziców o znacznie szerszych kompetencjach niż miał Komitet Rodzicielski.
Nakłady na oświatę malały. Na zakup pomocy naukowych nie starczało pieniędzy. Wpadaliśmy w długi. Pomocną dłoń jako pierwsi wyciągnęli rodzice uczniów. Dzięki nim baza szkoły nie uległa degradacji, kupowano pomoce naukowe, zajęcia pozaprogramowe były realizowane. Z czasem dołączyli do tych działań sponsorzy. Szukano też innych dróg do zdobywania funduszy. Trzeba było wynajmować sale lekcyjne, „zarabiać na siebie”.
Liceum lat dziewięćdziesiątych to inna szkoła od zapamiętanej przez większość absolwentów.
A dydaktyka i działania wychowawcze?
– Zmiany w liceum miały i mają na celu sprostanie oczekiwaniom młodych gdynian, którzy jak do tej pory tłumnie kandydują do „szóstki”. To znak, że oferta składana corocznie ośmioklasistom jest interesująca, a wyniki egzaminów dojrzałości, egzaminów wstępnych na uczelnie i losy absolwentów na studiach potwierdzają, że szkoła choć „wymagająca” właściwie realizuje nadrzędny cel liceum ogólnokształcącego – przygotowuje młodych ludzi do studiów wyższych.
Pozostając przy profilowaniu klas powołano nowe: matematyczno – informatyczny i matematyczno – geograficzny, reaktywowano profil humanistyczny. Rozszerzono ofertę nauki języków obcych i informatyki. Zadbano też o poprawę kondycji fizycznej młodzieży, zajęcia wychowania fizycznego prowadzone są nie tylko w małej sali gimnastycznej, a także w zorganizowanej w ostatnich latach siłowni, na boiskach i na basenie.
Nie pozbawiono młodzieży możliwości rekreacji sportowej i turystycznej. Tak jest w tradycji szkoły od lat – młodzież wyjeżdża zimą na narty, latem wędruje po kraju, wyjeżdża na obozy turystyczno – wypoczynkowe za granicę.
Otoczono uczniów opieką psychologa i pedagoga.
Wszystkie nasze działania mają sprzyjać rozwojowi młodego człowieka tak, by mógł sprostać wyzwaniom życia.
Czy nadal znajdują swe miejsce w VI LO obdarzeni talentem młodzi ludzie?
– Do liceum kandydują bardzo zdolni absolwenci szkół podstawowych, potencjalni olimpijczycy. jak zwykle mają w „szóstce” swoją szansę. Znajdą zapewne swego nauczyciela – przewodnika – mistrza, który ich talenty zauważy, będzie pielęgnować i rozwijać. Do „stałych” odnoszących sukcesy geografów i humanistów, w ostatnich latach dołączyli biolodzy, informatycy, znawcy praw człowieka, chemicy, fizycy. Ogromna to radość, w Tradycyjnym Dniu Patrona i Olimpijczyka honorować MISTRZÓW I ICH UCZNIÓW.
Co według Pani Dyrektor stanowi tradycję „szóstki”?
– Tradycja – to wysoki poziom nauczania, to olimpijczycy, to rajd szkoły, to obozy narciarskie, to wakacyjne wędrówki i obozy zagraniczne, to Dzień Patrona i Olimpijczyka, to Święto Sportu.
To od niedawna – przejmujące obchody „Grudnia 70”, to obchody Dnia Niepodległości, Święta 3-go Maja, szkolny opłatek, wspólne Msze Święte u Ojców Franciszkanów, wspólne sprzątanie naszego kawałka Ziemi – gdyńskich wzgórz morenowych, to trudne czasem rozmowy dyrektora z młodzieżą, a właściwie z jej przedstawicielami z samorządu szkolnego.
No właśnie, jak się Pani Dyrektor współpracuje z młodzieżą?
– Ta współpraca nie należy do łatwych zadań dyrektora. Często uczniowie chcą się ograniczyć do postawy roszczeniowej, wtedy trudno o współpracę.
Kilka „samorządów” wspominam bardzo dobrze, bo pracowało nam się tak, że zmiany wprowadzane w szkole były i są do dziś zauważalne.
W 1992 r. Samorząd Uczniowski współpracował w stanowieniu prawa. „Mózgiem” był Konrad Boblewski. Była to trudna praca, ale stworzone wtedy ważne dokumenty były dobrze skonstruowane i „służyły” następnym rocznikom uczniów.
Następny pamiętny – to samorząd, któremu przewodziła Ilona Budzbon. To nie ja, a ona mnie wzywała „na dywanik”, ale ile się wtedy w szkole działo… Młodzi reagowali na całe zło i to, co nieszczęsne wokół nas. Byliśmy z ofiarami pożaru w Hali Stoczni Gdańskiej, nawet udało się poderwać do działania uczniów innych szkół. Byliśmy z Ojcem Józefem, katechetą naszego liceum, w jego pracy na rzecz dzieci specjalnej troski. I w wielu akcjach charytatywnych.
Samorząd pod wodzą Ani Święch i Kasi Formeli – to dalsze wchodzenie drobnymi krokami w demokrację, to nowy „Kodeks Ucznia” wypracowany jako zbiór praw, obowiązków i powinności uczniów, to pierwsze ankiety na temat jakości pracy szkoły.
Jeśli młodzi chcą – to dużo mogą. Jestem zawsze otwarta na ich problemy, gotowa do rozmów i pomocy.
ocenia Pani współpracę z rodzicami i Ich reprezentacją – Radą Rodziców?
– Chyba miałam szczęście. Jak objęłam funkcję dyrektora – Przewodniczącym Rady Rodziców był Pan Andrzej Wujtewicz. Człowiek, który doskonale rozumiał szkołę i jej problemy. Wiedział,że wiele spraw nie może czekać. Wspólnie z rodzicami zaczęliśmy robić wtedy bardzo wiele, a Pan A.Wujtewicz jako jedyny dotąd Przewodniczący Rady Rodziców za swoje oddanie młodzieży został uhonorowany odznaką „Za Zasługi dla Oświaty”.
Współpraca rodziców ze szkołą polega nie tylko na pomocy finansowej, ale to także współpraca z wychowawcami, pedagogiem, to także pomoc w rozwiązywaniu trudnych problemów młodzieży i współuczestnictwo w organizowaniu szeroko pojętej rekreacji.
To dopiero część (fragment) pracy dyrektora, co jeszcze dyrektor szkoły „musi”?
– Musi bardzo wiele. Oprócz działalności dydaktycznej i wychowawczej sen z powiek spędza mu zarządzanie majątkiem, czyli tzw. „obiektem szkolnym”.
To nieustanna dbałość o budynek i otoczenie. Jak wieje – to widzę spadające dachówki, jak pada – to pewnie woda w siłowni i tynk leci ze ścian.
Od 6 lat nieustannie „coś” remontujemy a końca nie widać, i następne wakacje i następny remont. Pieniądze trzeba znaleźć, wykonawców wybrać, współpracowników zmobilizować. Nie narzekam na nudę! Gdyby nie dobrze funkcjonująca od lat administracja szkoły, wiele spraw byłoby nie do załatwienia.
A nauczyciele?
– Nauczyciele „szóstki” to profesjonaliści, którzy potrafią wiele czasu i sił poświęcić młodym ludziom nie bacząc na zmęczenie, czy zniechęcenie, w które łatwo popaść. Moim marzeniem byłaby możliwość właściwego wynagradzania za tak wielki wysiłek, ale niestety kondycja finansowa oświaty jest powszechnie znana …
Wśród uczących są zarówno nauczyciele, którzy tę szkołę budowali jak i Ci, którzy pracując od niedawna wspólnie dążą do stałego podnoszenia poziomu liceum. Wymienić powinnam wszystkich …, ale o nauczycielach przede wszystkim mówią uczniowie i im to pozostawiam.
Wszystkim nauczycielom, którym zależy, żeby „Szóstka” była liceum na „szóstkę” serdecznie dziękuję , dedykując bliską mi myśl Marie ’ von Ebner – Eschenbach
„Człowiek dopóty pozostaje młody, dopóki zdolny jest przyjmować nowe zwyczaje i znosić przeciwności”.
notowała Halina Dobrowolska (1997)