Moje lata w „Szóstce”

Wywiad z pierwszym dyrektorem VI Liceum Ogólnokształcącego Józefem Zającem

– Panie Dyrektorze, jak to się zaczęło … na Kopernika 34?

– W 1972 r. inspektor Wydziału Oświaty i Wychowania zaproponował mi utworzenie VI LO z filii III Liceum Ogólnokształcącego, które mieściło się w Szkole Podstawowej nr 4. Zgodę na przyjęcie tej funkcji uzależniłem od rozmowy z dyrektorem szkoły podstawowej, panią Ireną Rydzewską oraz dyr. III LO Kazimierzem Pawlakiem i Jadwigą Sokólską, którzy prowadzili filię III LO oraz decydowali o doborze grona pedagogicznego.
Pierwsza moja wizyta w maju 1972 r. w Szkole Podstawowej nr 4 – nie napawała optymizmem. Pomieszczenia były zniszczone i wymagały natychmiastowego remontu: malowania, wymiany stolarki (część okien była zabita gwoździami!) i oświetlenia. Niewiele było czasu, aby doprowadzić wnętrze do przyzwoitego wygldu. Wydział Oświaty i Wychowania obiecał uruchomić środki na remont dopiero z chwilą rozpoczęcia roku szkolnego w sierpniu 1972 r.
Co zadecydowało więc o tym, że zgodziłem się zorganizować nową szkołę i zostać dyrektorem VI LO?
Przede wszystkim świadomość doświadczeń, jakie wyniosłem z I LO. Pracowałem tam 13 lat jako nauczyciel historii. Przeniosłem stamtąd wzorce dobrej pracy i poczucia odpowiedzialności za nią. Miałem także za sobą 6-letni okres pracy na stanowisku dyrektora I LO dla Pracujących.

Jaką Pan Dyrektor zastał tutaj młodzież?

– Delikatnie mówiąc – trudną. Ci młodzi ludzie czuli się wyraźnie niechciani przez “angielską” część III LO i dzieci ze szkoły podstawowej, w której to pomieszczeniach mieli zajęcia. Z czasem jednak poczuli się pełnoprawnymi właścicielami tej szkoły, odpowiadającymi za jej poziom i opinię, która w środowisku gdyńskim wiele znaczy.

Jak kompletował Pan Dyrektor grono pedagogiczne – kto był, kto doszedł?

– Liceum w pierwszym roku szkolnym 1972/73 liczyło 12 oddziałów. Do tej ilości należało dobrać grono nauczycieli.Zastępcą wyznaczonym przez Kratorium Oświaty i Wychowania był mgr Józef Kasicz, były wizytator, człowiek o wysokich horyzontach intelektualnych i pasji polonistycznej. Z liceum wieczorowego przeszli doskonali nauczyciele: Maria Przybył – nauczycielka biologii (moja była zastępczyni), która posiadała umiejętność nawiązywania serdecznych, życzliwych stosunków między uczniami oraz nauczycielami. Świetna organizatorka, rozładowywała wszelkie burze zagrażające atmosferze szkoły. Stamtąd przeszła także Teresa Dyduch – doskonały nauczyciel fizyki, pełna dobroci i wyrozumiałości dla tych, którzy trudniej przyswajali wiedzę z przedmiotów ścisłych.
Ważną osobą, która przeszła z „wieczorówki” była p. Gabrysia Flis, filar finansów szkoły. Swoim doświadczeniem, wiedzą, spokojem i życzliwością pomagała innym pracownikom szkoły. Najmłodszą wtedy pracownicą była p. Basia Wrzeszcz, świeżo upieczona absolwentka liceum wieczorowego. Została sekretarką. Do dziś wzór pracowitości, optymizmu i lojalności.
Część grona przeszła z filii: nauczycielka języka francuskiego M.Sokólska, polonistka Hanna Kędziora (Stanisz), pracująca do dzisiaj w VI LO, doskonały organizator życia ZHP na terenie szkoły. Historyczka Barbara Hryniewiecka, matematycy Maria Pacholczyk (Wika-Czarnowska), Maksymilian Hoeft – to dobrzy nauczyciele, interesująco prowadzący lekcje i przygotowujący uczniów na wyższe uczelnie.
Do grupy tych nauczycieli należała fizyczka śp. Wanda Piaskowska, nauczycielka jęz. francuskiego Łucja Głogowska oraz Urszula Grzywalska i rusycystka Liliana Kudlik, anglistki H. Bnińska i K. Płachecka. Systematycznością i wysokim poziomem nauczania do dzisiaj wyróżnia się Czesława Artiomow. Wychowanie plastyczne prowadziła u nas na samym początku Barbara Omernik.
Trzecią grupę nauczycieli stanowili ci z wolnego naboru, którzy przeszli w pierwszym roku z innych szkół: Irena Hofman – z V LO – świetna matematyczka, uzyskująca bardzo dobre wyniki nauczania, organizatorka konkursów matematycznych, Maria Misiewicz – nauczycielka geografii ( i późniejszy mój zastępca ) przyszła do nas z Technikum Chłodniczego. Grono nasze wzbogaciła wtedy szanowana za wiedzę, lubiana przez młodzież polonistka Helena Tor. Katedrę wychowania fizycznego objęli : Aleksandra Listkowska, Elżbieta Prętkiewicz i Andrzej Gurwin. Maria Filipek (fizyczka) i Gizela Konkel (chemiczka) wzmocniły te przedmioty w szkole. Zapewne jakieś ważne nazwiska opuściłem, ale mam prawo – po 25 latach …

Jakie były w Pana dyrektorowaniu najpiękniejsze lata w tej szkole?

– Zapewne rok 1983. Lata osiemdziesiąte były politycznie i społecznie trudnym okresem, ale w naszej szkole panowała ogromna więź, ufność i zrozumienie. Szczególnie rozumiano mnie – będącego pod presją „czynników wyższych”. Zaowocował wtedy wysiłek wychowawczy: uczniowie ufali nauczycielom a nauczyciele uczniom. Z kwaśnymi minami, odwróconymi twarzami przyszli na pochód, bo chyba „czuli”, że dyrektor będzie rozliczany.
Był to także wspaniały rok pod względem osiągnięć dydaktycznych. W finale było 16 olimpijczyków (3 laureatów). Brali udział w wielu konkursach, a miejsca zajmowaliśmy tylko najwyższe. Sprawdziany wyników nauczania przeprowadzone przez Kuratorium były dowodem bardzo wysokiej wiedzy uczniów naszego liceum.

Lata najtrudniejsze?

– Oczywiście, że początkowe, o których już wspominałem. Miałem jednak szczęście do ludzi i wiedziałem, że po trzech, czterech trudnych, początkowych latach – liceum na Kopernika zacznie być wyróżniające. I tak się też stało…

Co szczególnie cenił Pan sobie u nauczyciela?

– Wiedzę i takt pedagogiczny. Jeśli ktoś ma wiedzę, lekcje będą ciekawe, a nauczyciel zdobędzie autorytet wśród uczniów. Akceptowałem także indywidualność nauczyciela. Każdy swą odmiennością wnosi specyficzną wartość. Grono takich nauczycieli jest żywe, twórcze i nieschematyczne.

Jak układała się współpraca Pana Dyrektora z rodzicami?

– Wtedy, bardzo dobrze. Starałem się wciągnąć do pracy tych kompetentnych i z sercem. Mile wspominam tutaj pana Borkowskiego, który przez wiele lat, w czasie wakacji, sam kierował remontami w szkole.
Nie dopuszczałem w stosunkach rodzic – nauczyciel do ingerencji tego pierwszego w sprawy merytoryczne. Starałem się przekonać życzliwie rodzica o racji nauczyciela, zachowując szacunek wobec niego i ucznia.

A nie powoływano się na Kodeks Ucznia?

– Dominował kodeks moralny i kultura wyczucia. Na Kodeks Ucznia mało kto się powoływał.
Czasy i uczniowie się jednak zmieniają.

notowała Halina Dobrowolska (2007)

Możesz również polubić…